niedziela, 22 września 2013

Rozdział: 14

Rozdział: 14

Jeśli czytasz nie zaszkodzi ci skomentować, to dla ciebie sekunda, a dla mnie duża motywacja do dalszej twórczości. :)
Dla lepszego efektu włącz: to. Możliwe, że razy 2 :) 
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
-Jezu kochanie nawet tak nie mów. Razem damy radę. Nigdy cię nie zostawię.
-Dziękuję, Harry. Robisz dla mnie tyle rzeczy. Jestem ci strasznie wdzięczna.
-Robię to bo cię kocham.
-Ja też cię kocham. Harry co z Emily?
-Jest u siebie.
-Jak u siebie? Zostawiłeś ją samą u mnie?
-No coś ty. Jest tutaj w swoim pokoju.
-Misiu, dziękuję. To ja idę do niej. Pójdziesz ze mną?
-Oczywiście. Masz zamiar jej powiedzieć?
-Powiem na razie o mamie. Nie będę mówiła o sobie. Powiem o tym Quinn. Ona musi wiedzieć.
-No dobrze. To chodźmy.
Jejciu, strasznie się ucieszyłam jak Harry powiedział, że Em ma tutaj swój pokój. Nie chciałabym być teraz sama z nią u siebie. Quinn też tutaj mieszka. A w dodatku, że teraz nie ma mamy....... Nie dałabym sobie rady sama. Zastanawiam się nad sprzedaniem domu. Tego domu mamy. Musiałabym tylko wszystko przepatrzeć.
-Emily.....
-Rosalia.....
-Jak ja się za tobą stęskniłam.
-Ros, proszę mów po polsku.
-Och kochanie, przepraszam. Wiesz dużo czasu z chłopakami spędzam więc cały czas po angielsku mówię. A ty powinnaś znać angielski. W końcu masz zamiar tu studiować.
-Tak, znam. Ale chcę porozmawiać ze swoją kuzynką po polsku. No i żeby chłopcy nas nie rozumieli. Chyba wiesz o co mi chodzi.
-Aaaaa, rozumiem. Chcesz pogadać. Jasne, a no i nie wiem czy znasz Quinn. To moja przyjaciółka. Ona też zna polski, mimo tego, że urodziła się tutaj.
-A skąd zna?
-Uczyłyśmy ją razem z Alice jak byłyśmy młodsze. Wiesz jak jest się małym to szybko się uczy. Dobra poczekaj powiem Harremu, że chcesz pogadać.
-Ok. To czekam.
Biedny Hazz. Stał tak koło drzwi, nie wiedząc o czym gadamy. Strasznie jest mi głupio. No ale cóż. Em chce pogadać, więc trzeba kuzynce pomóc. Podeszłam do mojego chłopaka.
-Miśku, Em chce pogadać. Prosiłabym cię abyś poszedł. Mimo tego, że i tak nic nie zrozumiesz to idź. Tylko się nie gniewaj. Dobrze?
-Jasne, kocie. Ale chcę jedno....
-No, co?
-Buziak. - wyszczerzył swoje śnieżnobiałe zęby. Miałam jakieś inne wyjście? No nie... -
-A teraz spadaj.
-Pa...
Kurde, nie lubię się z nim żegnać. Najlepiej byłabym z nim cały czas. No ale niestety. Dobra wracamy teraz do Em.
-No dobra miśku. O czym chciałaś pogadać....
-Chodzi o Justina. Nie wiem co mam zrobić. Twierdzę, że związek na odległość nie ma sensu.
-Misiu, posłuchaj. Hmm trudno mi wypowiadać się na temat o którym nic nie wiem. Ale na pewno musisz posłuchać serca. Jeśli ono ci mówi, że to nie ma sensu to skończ z tym. Ale jeśli ono mówi, że ta miłość wytrzyma rozłąkę to dalej bądź dziewczyną Justina. Ja tutaj nie mam za wiele do gadania. To wszystko zależy od ciebie.
-Ja wiem, ale Ros on przed wyjazdem  nie spędzał ze mną tyle czasu co wcześniej. Oddalił się.
-No to jak się oddalił to chyba znaczy, że chyba nie chce już być z tobą. Chce zakończyć ten rozdział w swoim życiu. Zadzwoń do niego. Powiedz mu co czujesz i co chcesz zrobić. Jak by co to jestem na dole. Dasz radę.
-Dziękuję...
Poszłam na dół. Siedziała tam Agnes.
-Hej Ag...
-Oooo cześć Ros. Co tam? Jak po badaniach? - na te słowa wybuchłam niepohamowanym płaczem -
-Nie płacz. Ej Ros co się stało. Proszę powiedz....
-Mam raka...
-Jezu skarbie. Nie płacz. Proszę. Razem z Harrym ci pomożemy...
-Wiem, ale... ale.... moja mama..... zmarła na raka....
-Ciiii. Proszę nie płacz. Chodź tutaj do do mnie, ale już nie płacz. - usłyszałam jak ktoś schodzi po schodach. Była to Quinn. -
-Miśku, co się stało? Czemu płaczesz?
-Ona ma raka. Jej mama też zmarła na raka.
-Agnes co ty pierdolisz?? To nie może być prawda...
-Quinn to prawda. Ja na prawdę mam raka.
-Jezu Agnes strasznie cię przepraszam. Nie powinnam tak na ciebie naskoczyć.
-Nic się nie stało. Zaprowadzisz Ros na górę?
-No jasne. Chodź skarbie...
No to już dwie osoby wiedzą. Jeszcze tylko chłopcy no i Em. Nie wiem czy im powiedzieć, ale jak ich okłamię to będzie jeszcze gorzej. Powiem to dziś przy kolacji. Razem z Quinn. W ogóle mieliśmy jechać do mojej babci. Już sama nie wiem. Bardzo chciałbym się z nią zobaczyć. Bardzo ją kocham i wiem, że będzie mnie wspierać podczas choroby. Pojadę do niej. Jak chłopcy nie będą chcieli ze mną jechać to pojadę sama lub z Quinn.
-Misiu, porozmawiaj ze mną. Chcę wiedzieć wszystko. Dobrze?
-No dobrze. No to dziś rano miałam jechać z Lou na badania kontrolne. Zanim Lou zszedł na dół, przyszedł listonosz. Dostałam list od mamy. Było w nim, że nie żyje, że to nie była żadna delegacja tylko miała jechać na operację. Ale jej nie przeżyła. Później pojechaliśmy do lekarza. Chciałam się zbadać. Wyszło, że mam raka, tak samo jak mama. Lekarz powiedział, że dobrze, że tak wcześnie się zgłosiłam. Za 2 tygodnie mam się zgłosić na szpital i porobią mi badania. Zastanawia mnie tylko jedno, Quinn. Dlaczego mi nic nie powiedziała. Kto napisał ten list. Te pytania cały czas mnie dręczą.
-Kocie, nie możesz się tak zamartwiać. Lekarz dobrze powiedział. Wyjdziesz z tego. A w ogóle wiesz gdzie twoja mama jest pochowana?
-Tak, razem z Alice. Ale ja nawet nie wiem gdzie ona jest. Pójdziesz tam ze mną?
-Ale dzisiaj?
-Tak. Jutro planuję lecieć do Polski. Do babci.
-Dobrze pójdziemy. Ja lecę z tobą. Nie puszczę cię samej.
-Dziękuję. To ja idę się ubrać i możemy iść.
-No jasne. To czekam na dole jak coś.
Poszłam do siebie. Wyciągnęłam z szafy swoją ulubioną bluzę i założyłam ja na siebie. Włożyłam do kieszeni paczkę chusteczek i poszłam na dół. Czekała tam na mnie gotowa Quinn.
-Już miśku?
-Tak możemy iść.
Droga na cmentarz zajęła nam 20 minut. Usiadłam na ławce, a obok mnie Quinn. Co ja bym bez nie zrobiła. Zaczęłam płakać. Tak sama z siebie. Wyjęłam chusteczki. Gdy się uspokoiłam usłyszałam jakieś kroki. Nie zwracałam na to uwagi. To cmentarz tutaj dużo osób przychodzi. Ktoś złapał mnie i Quinn za ramię i powiedział "No witam piękne" Przestraszyłam się.....

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
No i jest bardzo oczekiwany rozdział 14. Myślę, że nie jest aż tak źle. Nie no kurde nie wiem za bardzo co napisać. Na prawdę. A starczy tyle.

Buźki ;***

Asiek <33




piątek, 13 września 2013

Rozdział: 13

Rozdział: 13

Jeśli czytasz nie zaszkodzi ci skomentować, to dla ciebie sekunda, a dla mnie duża motywacja do dalszej twórczości. :)
Piosenki: jeden dwa
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
                                                                     *Następnego dnia*
Obudziła mnie pielęgniarka już o 6:00. Zabrała na badania. Wkuwali mi się 6 razy. To jest coś najgorszego.... nienawidzę tego. Później musiałam mieć badania na cukier. Nie wiem po co ale ok. Piłam krzywą cukrową. To jest takie słodkie... masakra. O 7:30 miałam drugie pobranie krwi. O 8:00 dopiero zjadłam śniadanie. Dostałam płatki w mleku. Akurat bardzo lubię więc się cieszę. Dostałam pozwolenie od lekarza, że mogę już spacerować bo korytarzu. Bardzo mnie to ucieszyło. Poszłam się przebrać i umyć. O 10:00 miał przyjechać Harry razem ze swoją mamą. Nie mogłam się doczekać. W między czasie zadzwoniłam do Quinn. Dowiedziałam się, że był u niej wczoraj Niall. Oczywiście się pogodzili. Ja to zawsze wiem co robię. Można powiedzieć, że jestem taką dobrą wróżką. Quinn i Niall znowu razem. Mają mnie wieczorem odwiedzić. A no właśnie ciekawi mnie co u Louisa. Jak on się trzyma. W ogóle te wakacje nie są za najlepsze. Po pierwsze śmierć Alice, po drugie Louis nie jest z Elką, zdradziła go z ZAYNEM, masakra, po trzecie ja się znalazłam w szpitalu, po czwarte znów powrócił Tom. Ja nie wiem jak sobie poradzę, a co dopiero Louis.....  Teraz jak chyba Quinn i Niall się pogodzili to już nie będziemy jechać do mojej babci..... chyba, że pojedziemy wszyscy razem. Moja babcia się ucieszy, że pozna mojego chłopaka. Zobaczy się z Quinn no i z mamą. Ona nie wie o śmierci Alice. Mama ma zamiar jej powiedzieć jak przyjedzie kiedyś do niej. No to teraz będzie miała okazję. Z moich rozmyślań wyrwało mnie pukanie do drzwi.
-Proszę.....
-Witaj kochanie. Będziesz miała gości.
-Hej kotku. Miałeś przyjechać z mamą.
-No i jestem z mamą i z kimś jeszcze. Myślę, że się zaprzyjaźnicie. To moja siostra Agnes.
-Hej jestem Ros. Znaczy Rosalia. - wstałam kulturalnie i się przywitałam - Miło mi cię poznać. - uśmiechnęłam się -
-Mi ciebie też. Harry mi dużo o tobie opowiadał. Z jego opowiadań wydajesz się bardzo miła.
-No bo ona taka jest. Ja nigdy nie kłamię.
-Och Harry. A gdzie jest twoja mama? A raczej wasza mama. - zaśmiałam się razem z Agnes -
-Mama za raz przyjdzie. Uparła się i poszła do lekarza. Kochanie właśnie dzwoniła twoja mama, że musiała wyjechać na jakąś delegację. No i bym zapomniał. Kazała też przekazać, że dziś w nocy przyleci Emily.
-Dziękuję. Chciałam się ciebie zapytać czy nie miał byś nic przeciwko jak byśmy pojechali do mojej babci. Do Polski. Ona bardzo by się ucieszyła bo chce cię strasznie poznać. Oczywiście pojechali by z nami wszyscy. Ja już jutro wychodzę, gdzieś tak koło 10:00.
-Mi pasuje. To świetny pomysł. No to tak. Zostawiam cię z Agą i ja lecę do domu. Mamy dziś wywiad. Mama dojdzie za chwile. Agnes, najwyżej wezwiecie taksówkę, ok?
-Jasne braciszku. Leć. Papa.
-Pa. Do zobaczenia kochanie.
-No pa.
Cieszę się, że Harremu spodobał się pomysł.
                                                                     ***
Agnes jest bardzo fajna. Poznałyśmy się. Zaprzyjaźnię się z nią. W dodatku jest w moim wieku. Poszył gdzieś tak koło 16:00. Trochę posiedziałyśmy, pogadałyśmy. Było super. Leżałam sobie na łóżku gdy dostałam sms-a. "Dla mojej kochanej Ros :*"
To było takie słodkie. Od razu im odpisałam. "Dziękuję miśki <3 Ja też za wami strasznie tęsknię." Dostałam kolację. O 18:00 przyszła do mnie Quinn. Porozmawiałyśmy o naszym wyjeździe do babci. Ona bardzo się ucieszyła. Ale także była trochę zawiedziona, bo mama nie jedzie. Będę zmuszona powiedzieć babci sama. Nie wiem czy dam radę. Boję się. A no właśnie zapomniałam. Emily właśnie leci do Londynu. Harry ma ją odebrać. Jest taki kochany. Quinn poszła o 20:00. Dostałam leki i poszłam spać. Hazza mnie już nie odwiedził.......
                                                                    *Następnego dnia*
Obudziłam się o 8:00. Pielęgniarki zabrały mnie na ostatnie badania. Wyniki wyszły poprawnie. Usłyszałam od doktora, że dziś na 100 procent wychodzę. Bardzo się ucieszyłam. Chciałam się wreszcie zobaczyć z Lou i z nim porozmawiać. Pomóc mu. Wiem, że cierpi. Czuję to. O 10:00 miała przyjechać po mnie Quinn. Zaczęłam się szykować. Spakowałam moje rzeczy. Poszłam się umyć i ubrać. Poszłam po wypis. Gdy weszłam do sali, siedziała już w niej Quinn. Mogłyśmy wracać.
-No to jak gotowa?
-Tak mam wszystko, łącznie z wypisem.
-No to ruszamy. - wychodząc ze szpitala, pożegnałam się z pielęgniarkami i moim lekarzem. Podziękowałam mu. - Cieszysz się, że już wracasz do domu? - z moich rozmyślań w samochodzie, przerwał mi głos mojej przyjaciółki -
-Ty się jeszcze pytasz? To oczywiste.
-W ogóle Louis się dziś o ciebie pytał.
-Co chciał?
-Kiedy wychodzisz. No to powiedziałam mu, że dziś bardzo się ucieszył. - wiedziałam. Wiedziałam, że czeka na mnie aby pogadać. Jak ja mu współczuję -
                                                                             ***
-No i jesteśmy.
-Jejciu nareszcie. Och jak ja tęskniłam.
-Hej chłopcy.
-Jejciu.  Jak my się za tobą stęskniliśmy. - wszyscy się na mnie rzucili. A jednak nie. Nie było Louisa. -
-Chłopcy proszę mnie puścić i powiedzieć gdzie jest Lou.
-Lou jest u siebie. - powiedział mi Niall -
-Ok. To ja do niego idę.
Weszłam szybko po schodach. Kulturalnie zapukałam. Nic nie odpowiedział. Postanowiłam, że wejdę.
-Hej Louis jesteś?
-Jezu Ros. Jak ja się za tobą stęskniłem.

-Louis nie płacz. Ej.
-Nie mogę. Ja nie daję rady. Jak nie było ciebie, nie miałem z kim porozmawiać. Zamykałem się w sobie. Ty tylko o wszystkim wiesz. Jestem załamany. Proszę pomóż mi. - jego głos był pełen bólu -
-Oczywiście, że ci pomogę. Powiedz mi jedno czy Zayn jest z Perrie?
-Tak, okłamuje ją.
-Muszę jej o tym powiedzieć, albo lepiej porozmawiać z Zaynem. Posłuchaj nie możesz się w sobie zamykać. Damy radę. Razem. Pamiętaj masz mnie. Traktuję cię jak brata, Lou.
-A jak ciebie jak siostrę, Ros. Kocham cię.
-Ja ciebie też. Poczekaj wiem co ci poprawi humor. Pójdę po gitarę.
Zaśpiewałam mu to: piosenka  Śmiał się trochę z mojego hiszpańskiego, no ale cóż. Nie jest on Per-fect, ale humor się poprawił.
-Ros mam do ciebie prośbę.
-No jaką?
-Zaśpiewasz mi coś po polsku?
-No jasne. To będzie przyjemność. Przekartkowałam mój notatnik i znalazłam to: piosenka Poszliśmy do piwnicy. Tam mam fortepian. Zagrałam mu to i zaśpiewałam. Był bardzo szczęśliwy.
-To było cudowne. Nie wiem co znaczyło, ale cudowne. Jesteś tyle w Anglii a tak dobrze znasz polski.
-Tego się nie zapomina. Chyba rozumiesz. Zaśpiewam ci jeszcze jedną. Ona jest dość smutna ale ją kocham.
-No dobra. Czekam.
Postanowiłam zaśpiewać mu to: piosenka  Popłakał się. Nie wiem czemu. W sumie nie zna polskiego to nie wiem czemu. W sumie ja też zaczęłam płakać.
-Lou czemu płaczesz?
-Bo tak pięknie śpiewasz. Nie możesz być w swoim kraju. Polska to cudowny kraj. Proszę zaśpiewasz mi tą piosenkę po angielsku?
-No jasne. - zaśpiewałam. Lou płakał, ja płakałam. Znowu siedzieliśmy wtuleni w siebie. Płakaliśmy cały czas.
-Ta piosenka jest śliczna. Proszę nagraj ją po angielsku, dobrze?
-Jasne. Specjalnie dla ciebie. Jutro muszę iść do doktora, pójdziesz ze mną?
-Oczywiście.
                                                                           *Następnego dnia*
Musiałam wstać o 6 bo na 7:30 byłam umówiona do lekarza. Lou miał jechać ze mną. Poszłam się umyć. Ubrałam się i zeszłam na dół na śniadanie. Tomlinsona jeszcze nie było. W pewnym momencie usłyszałam dzwonek do drzwi. Poszłam szybko otworzyć. Stał tam listonosz.
-Dzień dobry. Pani Rosalia Shot?
-Tak to ja. W czym mogę pomóc?
-Proszę tutaj podpisać. Mam dla pani list.
-Proszę i dziękuję. Do widzenia.
-Do widzenia.
Poszłam szybko do salonu i otworzyłam list. Był on od mojej mamy.
    "Córciu!
Nie mogłam tak zwyczajnie ci tego powiedzieć. Nie dałabym rady. Musiałam wyjechać.
 To nie była żadna delegacja. Ja jechałam na operację. Mam raka. Jestem w krytycznym
 stanie. Nie wiem czy przeżyję. Nie mogłam ci powiedzieć tego prosto w oczy. Nie chciałam
 widzieć twoich łez. Dowiedziałam się o tym jak zmarła Alice. Później ty znalazłaś się w
 szpitalu. Tylko proszę córciu nie płacz. Jesteś dla mnie najważniejsza. Jest mi bardzo
 smutno, że nie doczekałam się twojego ślubu, że nie zobaczyłam swoich wnuków. Tylko
 proszę córciu odwiedzaj mnie czasem na cmentarzu. Jestem pochowana tam gdzie Alice.
 Pamiętaj ja nigdy nie odeszłam. Jajestem zawsze obok ciebie. Ja umieram. Niech Harry,
 Quinn i Louis się tobą dobrze zaopiekują. Pamiętaj  zawsze cię kocham!
Twoja mama."
To nie możliwe. Dlaczego ona umarła. Dlaczego odchodzą moje najbliższe osoby. Ja już nie daję rady. Najpierw Alice, później mama. Nie dam rady tak dłużej. Usłyszałam czyjeś kroki. Nie miałam zamiaru przestać płakać. Nie dałabym rady. To jest silniejsze ode mnie. Był to Louis.
-Jejciu kochanie czemu płaczesz?  - nic nie powiedziałam tylko dałam mu list. Zaczął go czytać bardzo uważnie. Widziałam, że ma łzy w oczach. Dziś miałam wizytę kontrolną u lekarza, ale od razu chcę się zbadać. Zobaczyć czy nie mam raka. Aby nie umrzeć tak jak mama..... - Jezu. Dlaczego ona? Jak mi smutno skarbie. Chcesz się pewnie zbadać teraz prawda? - nic nie powiedziałam tylko przytaknęłam - No to chodź. Jedziemy.
                                                                             ***
-Dzień dobry pani Rosalio. Zbadam panią. Proszę usiąść.
-Dobrze. Doktorze mam pytanie.
-Tak jakie?
-Czy mógłby pan mnie zbadać czy nie mam raka? Moja mama na niego zmarła.
-Oczywiście. Proszę się położyć. A czy pani nie przeszkadza, że ten pan będzie tutaj siedział?
-Nie. Mój brat ma być ze mną.
-No dobrze. To zaczynamy badanie.
                                                                            ***
-Mam złą wiadomość. Niestety ma pani raka. Ale proszę się nie martwić. Zgłosiła się pani bardzo wcześnie, co dobrze znaczy. Zwalczymy go. Będzie pani zdrowa. Tylko teraz musimy się umówić. Niech pani przyjdzie za 2 tygodnie do szpitala. Zrobimy dokładnie badania i podamy leki.
-Dobrze. - powiedziałam, przez łzy. Widziałam, że Louis też płacze. - Czy to już wszystko?
-Tak. To do zobaczenia.
-Do widzenia.
-Louis. Dlaczego???
-Chodź tutaj.
-Ja nie dam rady powiedzieć Harremu.
-Ciii. Razem powiemy. A teraz chodź jedziemy.
                                                                                ***
-Harry musimy porozmawiać. - powiedziałam. Łzy zaczęły wypływać z moich oczu. Nie umiałam ich opanować. -
-Jasne. Chodźmy do pokoju.
-Ja.... ja mam... Ja mam raka Harry. Moja mama zmarłą kilka dni temu na raka. Ja mam raka. Ja nie dam rady tak dłużej. Pewnie teraz mnie zostawisz. Będę sama. Nie dam rady.
-Jezu kochanie. Nawet tak nie mów. Razem damy radę. Nidy cię nie zostawię. Chodź do mnie.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Wiem, bardzo smutny. Przepraszam. Strasznie płakałam pisząc końcówkę. Nic więcej nie napiszę.

Pozdrawiam!

Asiek




środa, 11 września 2013

DRUGI BLOG

Hejka. Wiem dawno nie pisałam. Rozdział 13 się pisze. W ten weekend będzie :) Chciałam was poinformować i serdecznie zaprosić na mojego drugiego bloga. Myślę, że z wielka chęcią będziecie czytać i komentować :) Liczę na was. Zapraszajcie znajomych do czytania i komentowania mojego bloga. Piszcie w komentarzach swoje blogi. Ja z chęcią wpadnę i poczytam. Oczywiście jak będę  miała czas. No to zapraszam: http://nobody-said-it-was.blogspot.com/

Pozdrawiam ;*

Asiek <3

wtorek, 3 września 2013

Rozdział: 12

Rozdział: 12

Jeśli czytasz nie zaszkodzi ci skomentować, to dla ciebie sekunda, a dla mnie duża motywacja do dalszej twórczości. :)
Piosenki: Pierwsza druga
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dziś jest 15 lipca.......
                                                                                ***
~~Harry~~
Wstałem o 7:00. Jak przez ostatni czas. Poszedłem się umyć i przebrać. Zrobiłem sobie śniadanie i zerknąłem czy moja siostra jeszcze śpi. Tak, smacznie spała. Zostawiłem jej karteczkę, że pojechałem do Rosalii. Byłem u niej po jakiś 40 minutach. Wszedłem na salę. Usiadłem obok i złapałem jej rękę. Jak codziennie. Zawsze z  nią rozmawiałem. Czasami przychodziła jej mama, Quinn albo Agnes. A w ogóle to Quinn pokłóciła się z Niallem. Było ostro. Chcecie abym opowiedział wam o co poszło? No to zaczynam. Było to gdzieś koło 5 lipca. Niall siedział na laptopie Quinn. Była otwarta poczta. Więc postanowił wejść w wiadomości. Wszedł w wiadomość od jakiegoś Sama. Było tam zdjęcie.

No i Niall stwierdził, że to lekka przesada. Wiecie Horan nie jest aż takim zazdrośnikiem ale to było wtedy jak oni byli już razem. Więc pocałunek trochę go wkurzył. Oj była ostra wymiana zdań. Quinn się popłakała. Jak to baba. No i się nie odzywają. To już dość długo. Niall jest trochę załamany, że się tak na nią wydarł, ale ona nie chce z nim gadać. Przykro mi trochę. Ale dobra powróćmy to teraz. Siedzę z moją ukochaną. 
-Ros misiaczku już przyszedłem. Byłbym mega szczęśliwy jak byś teraz coś zrobiła. Poruszała ręką. Otworzyła oczy, cokolwiek. Znak życia. Chcę cię wreszcie usłyszeć. - spuściłem głowę w dół i pozwoliłem aby moje łzy powoli spływały po policzkach - 
-Skarbie. - podniosłem głowę. Ona żyje. Ona się wybudziła. Jak się cieszę. - 
-O mój boże. Ros kochanie. Ty żyjesz. 
-Tak. Tęskniłeś?
-Bardzo. Nawet nie wiesz jak. Poczekaj pójdę po lekarza. - nie mogłem w to uwierzyć. Nareszcie się wybudziła. Nawet nie wiecie jaki jestem szczęśliwy. Oznajmiłem lekarzowi, że Rosalia się wybudziła. Szybko pobiegł do sali z pielęgniarkami. 
-Może pan już wejść. - oznajmił mi lekarz - Z Panią Shot wszystko w porządku. Jak dobrze pójdzie to za 3 dni wyjdzie ze szpitala. 
-Dziękuję bardzo. Do widzenia. 
-No i jak tam miśku? - zapytała - Wszystko w porządku? Lekarz coś mówił? 
-Tak, że jak wszystko będzie dobrze to za 3 dni cię wypiszą. 
-ooo to super. A właśnie. Nie dzwoniła może moja kuzynka Emily? Jutro ma urodziny i jeszcze miała przyjechać do Londynu. Ma tutaj studiować no i zamieszkać u mnie. Oczywiście razem ze mną. Nie mogę się już doczekać. Tyle się nie widzieliśmy. 
-A właśnie kochanie. Byłbym zapomniał. Masz u nas pokój. Do jutra będzie w nim spać Agnes bo jej pokój jest szykowany. Myślę, że ci się spodoba. Robiłem go razem z Niallem i Quinn .
-Jesteś taki kochany. 
-Wiem. A dostanę buziaka? 
-Jasne. Chodź tutaj.  
-Tak mi tego brakowało. 
-Och skarbie nie tylko tobie. A właśnie co u Quinn? 
-Sama się dowiedz. Zadzwoń do niej. 
~~Rosalia~~
-No dobrze. 
*R.T.*
-Hej misiaku.
-O mój boże Ros. Ty żyjesz. 
-Jak słychać. Co tam? Przyjedziesz? 
-A no.... to może lepiej będzie jak wszystko ci opowiem jak przyjadę. Będzie lepiej. 
-No dobrze. To szybciutko. Buziaczki.
-Buziaczki kocie. 
Ciekawe co co chodzi? Czyżby o Nialla? Co ona przeskrobała? Skąd wiem, że to ona? Bo ona zawsze coś psuje. My jak kłóciłyśmy to tylko przez nią. No ale cóż. Quinn taka jest, nic nie zmienisz. 
-No i co skarbie? 
-A wiesz... powiedziała, że przyjedzie. Więc jak już będzie to pojedziesz do domu? Ona chce pogadać, a wątpię, że będzie chciała przy tobie. 
-Nie chętnie, ale ok. 
                                                                              ***
-Hej, kocie. To ja jestem. 
-No to papa skarbie. Ja lecę.
-No pa Harry. Witaj słońce. Siadaj i opowiadaj. 
-Oj. No to zaczęło się wszystko 5 lipca............
                                                                              ***
-Nie możliwe kochanie? Ale jak to? Czemu to zrobiłaś?
-To nie ja. To on. W ogóle nie wiem skąd on wziął to zdjęcie. 
-Nie płacz kochanie. Tylko nie płacz. Będzie dobrze. Ja z nim porozmawiam. Ułoży się wszystko. Nie długo masz urodziny. Będziemy się bawić. Najlepiej będzie jak wyjedziemy gdzieś w sierpniu. Co ty na to?
-Mi pasuje, ale ty pewnie będziesz chciała z Harrym, a jak Hazza to wszyscy. 
-Mam najlepszy pomysł. Pojedziemy do mojej babci? Co ty na to? Zabierzemy też moją mamę. Ona cię kocha i na pewno nam pomoże. Chyba nie zapomniałaś polskiego? 
-Nie no coś ty. Tego się nie da zapomnieć. Pamiętaj twoja babcia to też moja babacia, której nigdy nie poznałam, ale twoja mi ją zastępuje. 
-Wiem miśku. No to jak? Mam rozmawiać z Niallem czy nie? To zależy od ciebie czy mam się wtrącać czy nie. 
-Porozmawiaj. 
-No to ty zmykaj do domu, a ja do niego zadzwonię. 
                                                                                 ***
*R.T.*
-Hej, Niall tu Ros. Mam prośbę. Przyjedziesz do szpitala. To ważne. 
-No jasne, zaraz wołam chłopaków i będziemy. 
-Nie Niall. Masz przyjechać sam. Chcę pogadać w cztery oczy. 
-No dobrze to za raz będę. SAM. 
Wyraźniej podkreślił ostatnie słowo i się rozłączył. 
                                                                                 ***
-No hej to o czym chciałaś pogadać?
-O tobie i Quinn. To ważne Niall. Ona strasznie cierpi. 
-Nie tylko ona. 
-Wiem, Niall. Wy się strasznie kochacie. To widać. Na początku Quinn nie była pewna swoich uczuć, ale teraz wie, że kocha tylko ciebie. No i to Sam ją pocałował, a nie ona niego. Na prawdę. Idź do niej i porozmawiajcie. Wyjaśnijcie wszystko na spokojnie. Będzie dobrze. Wierze w to. Bóg jest z wami. 
-Dziękuję, ci Ros. Jesteś kochana. 
-No wiem. To teraz zmykaj do niej. 
Niall poszedł. Ja byłam strasznie zmęczona. Spojrzałam na zegarek była już 20:00. Postanowiłam się powoli kłaść spać. - Rosalia musiała się obudzić i rozwiązać wszystkie problemy. Bez niej nie dadzą rady. - Powiedziałam na głos, lekko się zaśmiałam i zasnęłam. 

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Wiem strasznie długo czekaliście ale nie miałam kiedy dodać. Ten rozdział jest tylko i wyłącznie z powodu Agi M. Ona strasznie mnie męczyła no i dała radę. Tak dodałam dużo zdjęć. Tak mnie jakoś naleciało. Rozdziały będą pojawiać się RAZ W TYGODNIU. Wiem, że to mało ale musicie uszanować moją decyzję. Zaczęła się szkoła i muszę uczyć się systematycznie. Chyba, że będzie jakoś wolne czy coś, nie będę miała dużo nauki to wam coś napiszę.

Jak pierwszy dzień w szkole? U mnie nie było tragicznie. 

Pozdrawiam! :*

Asiek <3